Etretat to miasteczko w Normandii we Francji.
Bajecznie położone w zatoce między klifami. Bardzo przypomina mi Sopot. Ma piękną kamienistą plażę i ścieżki, którymi można chodzić bez ograniczeń po skalistych szczytach. Na szczycie wzgórza, po prawe,j maleńki kościółek wyglądający na gotycki lub nawet romański. Na plażę można wejść łagodnie lub schodząc stopniami wyciętymi w skale i zazwyczaj bez poręczy. Na dole można znaleźć jaskinie wydrążone przez wzburzone fale. Jak tajemne przejścia w książkach o zamkach na skałach.
Spodziewałam się sielanki, a dostałam wspinaczkę wysokogórską i było warto. Widoki zapierają dech w piersiach. Oczywiście nie była bym sobą gdybym nie robiła zdjęć z nad przepaści. Przechodziłam tam ścieżką o szerokości jednej stopy. Dopiero kiedy pokonywałam ją 5 raz, dotarło do mnie, że zachwianie równowagi w takim położeniu równa się spektakularnemu końcowi. Ale fotki i wrażenia bezcenne.
Tuż obok urwiska rozciąga się pole golfowe, co robi niesamowite wrażenie. Samo miasteczko jest spokojne i malownicze. Jedzenie jest świeże i przepyszne. Smakuje morzem. To najwspanialsze miejsce na spacery. W słońcu woda ma niesamowity kolor dzięki kamienistym brzegom. Po tylu latach nadal pamiętam ten odcień i zapach słonego powietrza.