Paryż trzeba raz w życiu odwiedzić. Zazwyczaj jest to ten ostatni. Wszystko przez syndrom paryski czyli rozbieżność między oczekiwaniami, a rzeczywistością powodującą stany depresyjne u turystów. Miasto jest ogromne i szare, chwilami przytłaczające. Wszystkiemu winne tłumy turystów. Jeśli natomiast zboczymy gdzieś w wąskie uliczki odkrywamy jego piękno. Maleńkie lokaliki z pysznym jedzeniem, najczęściej to krepsy czy galatte i kraftowym cydrem. Wypieczone bagietki, sery i wino. To są typowe smaki Francji ,a nie ślimaki czy żabie udka.
Atrakcje takie jak Wieża Eiffla czy Luwr trzeba zobaczyć, ale nie one decydują o klimacie tego miasta. Co innego katedra. To centralny punkt miasta nad rzeką. Kto nie widział przed pożarem będzie musiał teraz długo poczekać aby doświadczyć jej wyjątkowości. Budowana niemal 100lat i misternie rzeźbiona jest po prostu klasycznie piękna i bardzo dobrze wyeksponowana.
Paryż to miasto sztuki i artystów. Tak było, jest i pozostanie. Mimo problemów z jakimi się boryka, czyli uchodźców, strajków i tłumu turystów.